poniedziałek, 6 lutego 2012

Solidne śniadanie ... do tego w łazience...

  Jak wiecie, jakiś moment czasu temu pod wpływem silnego blogowego bodźca, zaczęłam stawiać na głowie swój świat. A że każda praca wymaga częsno nie lada siły, wcześniej należy zjeść solidne śniadanie. Nie nie... dziś jest ten dzień (a właściwie był już wczoraj, w niedzielę), kiedy to po całym tygodniu pracy należy się odpoczynek, nie zmienia to jednak faktu, że śniadanie to rzecz święta, jeść je należy, choćby i ... 3 razy dziennie, toż to najważniejszy posiłek w ciągu całego dnia. W tygodniu nie mamy na to za bardzo czasu, dlatego w niedzielę staramy się, by śniadanie było porządne, by trwało długo, w miłej atmosferze, choćby i do obiadu. Dodam tylko, że wszelkie jego elementy są wyrobem naszych własnych rąk, bądź też zasięgnięte z rodzinnych plonów i zapasów. Te wszystkie dobrodziejstwa, a więc jaja z rodzimego kurnika, wędlina, pasztet, do tego keczup z porzeczek, ogóraski, sałatka, smalczyk, nawet chleb i masełko - wszystko to nasze "swojskie". Ktoś zapyta jak to - w dużym mieście? Tak to już jest jak przodkowie, z dziada pradziada trudnili się pracą na roli, tudzież w sadzie czy pasiece, a na codzień doglądali domowego zwierzyńca. Te "korzenie" wrosły w mą naturę tak silnie, że nie wyobrażam sobie zimy bez takowych zapasów. Wprost uwielbiam te domowe kiszonki, keczupy czy przeciery pomidorowe, te zapasy mrożonych owoców, te cudne ciasta z owocami i kompoty w środku srogiej zimy. Tak chcę, tak lubię, nie umiem inaczej. I nie działa tu argument, że szkoda czasu, bo takiego smaku i zapachu nie zaznałam nigdzie indziej. 
Tak wyglądały na sucho moje próby ocieplania wizerunku kuchni, kokardki, rameczki i doniczki wokoło...
 A po śniadanku iście anielska kawka i przepysznie wiosenne ciasteczka cytrynowe... Proste i szybkie, z nutką świeżej i rześkiej skórki cytrynowej.
 Świeży i wiosenny charakter potęguje nowy lokator - Pan Hiacynt Biały we własnej osobie. Pachnie tak obłędnie, że od drzwi zachwyca swą wonią niosącą się po wszystkich zakątkach naszego gniazdka...

 A oto reszta cytrynowej menażerii...
 Dla wytrwałych:
Pochwalę się Wam naszą rozbudowaną wielofunkcyjną kabiną prysznicową, lub jak kto woli - Łazienką.
Po malowaniu ścian na kolor piaskowy i zmianie dodatków, a w zasadzie zgromadzeniu i wyeksponowaniu w jednym miejscu pamiątek zwożonych przez lata, powstała łazienka "nadmorska". Dodam tylko, że wcześniej ściany były lekko pomarańczowe, takowe też dodatki - przez co łazienka wydawała się jeszcze "mniej obszerna". Nieskromnie dodam, że wszelkie brązowe akcenty, a więc parapet pod grzejnikiem, szafka pod umywalkę, obudowa lustra - to efekt pomysłu Pana Męża. Zdolny, prawda? Nie wiedzieć czemu, ale paru znajomych stolarzy pukało się w głowę, że chcieliśmy szafkę z ogólno dostępnych surowców zrobić - patrz płyty, nie mylić z drewnem, na to brakowało nam narzędzi, ale pewnie z czasem też byśmy wydłubali potrzebne otwory, choćby i widelcem. Na nasze potrzeby ówczesne wystarczała taka i służy już 3 lata.
A to mój wkład w "klimat"
Obrazek, choć może mało marynistyczyny, ale bardzo mi się podoba, podebrałam tatkowi, toż to jego obrazek, jeszcze jak był dzieckiem, jak tylko znalazłam w otchłaniach strychu od razu wiedziałam, gdzie jego nowe miejsce.
Całe pomieszczenie jest wysokie na ponad 3 metry, więc zaiste niezła to studnia.
Dla tych, którzy chcą powiekszyć wnętrze łazienki montując duże lustro nad umywalką RADA: proponuję odzielić powierzchnię "chlapania" choćby wąskim paskiem płytek, wówczas nie ma ryzyka osiwienia z powodu ciągłego zachapania lustra i nieustannego jego wycierania!
To tyle.
Pozdrawiam wszystkich wytrwałych.
Dziękuję, że tu zaglądacie i za każdą Waszą opinię.

5 komentarzy:

kryska pisze...

Śniadanko mniam, łazienka też, ocieplacze pomysłowe i ładne, pozdrawiam :)

Snow pisze...

Śniadanie 3x dziennie? Wchodzę w to! A wnętrza bardzo efektowne i Twoje akcenty też. Pozdrawiam.

hanuszka pisze...

Ja wytrwałam i czytałam z wielką przyjemnością. Jeszcze kilka lat temu powiedzieć, że robi się dżemy, soki i ogórki w zalewie octowej oznaczało zacofanie. Ale teraz na całe szczęście te, co robią takie cuda, są uznawane za pozytywnie zakręcone i dobre gospodynie. Ja powiem tylko tyle, że też jestem zacofana i bardzo mi z tym dobrze. Pozdrawiam.

Ewa pisze...

Oj było co czytać i było co oglądać.Obrazek Taty rozbawił mnie setnie.Hiacynt przypomniał mi o wiośnie .Dodatki/ doskonałe w każdym calu/ które wyszły spod Twojej ręki przypomniały mi aby przyspieszyc porzadkowanie starego aby zrobić miejsce na nowe.A kawka i ciasteczka ..mniam mniam .A propos śniadanka to zaciekawił mnie ketczup z porzeczek/ można by poprosić o przepisik/.
Ależ się rozgościłam u Ciebie dzisiaj...pozdrawiam cieplutko Ewa

Anonimowy pisze...

Jak ja Ci zazdroszczę tych domowych przetworów! Fajnie, że u Was tak z dziada pradziada to przechodzi :) Ja też bym tak chciała, ale nie umiem, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak za taki chociażby ketchup się zabrać. I to jeszcze z porzeczek! :) Podziwiam szczerze! A Śniadanko to bardzo ważna rzecz :) Łazienkę fajnie przerobiłaś, jest tak ciepła i przytulna. A lustro nam umywalką, hmmm...no cóż...Ja też nie znoszę zachlapanego lustra!
Agusia zapraszam Cię do serialowej zabawy :)