poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Zwycięstwo w nierównej walce ze sprzętem i wspaniała wymianka BYĆ KOBIETĄ!

Nawet nie spodziewałam się, że tyle czasu, paznokci, kaw i ludzkiej cierpliwości, nie tylko mojej, trzeba będzie zapędzić do pracy, by poodzyskiwać poprzednie posty i zdjęcia. A to tylko małe formatowanko było, coby poprawić to czy tamto... . Nieważne, jednak czasu trochę na to straciłam, wczoraj już miałam dość, wyszliśmy z Pyśkiem do ZOO coby nerwy przy innych małpach podkurować. I co ... i małp niet! Tzn, były, ale takie małe i  za szybką - jakbym chciała małpę za szybką oglądać, to zawsze mogę tv włączyć... Oj coś mi się w weekend nie tylko sprzęt, ale i humor zresetował :D
Do rzeczy...
Na sam początek wielkie dzięki dla Mgiełki Rosy, za zorganizowanie super wymianki o tematyce iście kobiecej. Bardzo ta wymianka przypadła mi do gustu, ostatnio jakoś się czułam mało kobieca, a dzięki wymiance jakoś się bardziej kobieca poczułam :D Zabawa była o tyle ciekawa, że należało zrealizować kilka istotnych warunków wymianki, pisząc za Mgiełką Rosy:
... w paczce znaleźć się miały:
- trzy prezenty ręcznie wykonane. Pierwszy prezent powinien być romantyczny, drugi elegancki a trzeci radosny.
 -do tego kartka z cytatem dotyczącym kobiety
-w paczuszce nie powinno zabraknąć również przydasiów i słodkości
 -na koniec coś pachnącego..."

Prawda, że ciekawie?!

Moją "wybranką" okazała się być Mirabelka z bloga http://pozytywnyhandmade.blogspot.com/
Dziękuję Ci Kinga, za wspólną zabawę i te wspaniałości, którymi mnie obdarowałaś! Już od samego początku, kiedy dowiedziałam się, na kogo padł mój "urok", nasza korespondencja odbywała się w przemiłej atmosferze, dzięki czemu sama wymianka okazała się być cudowną wisienką na torcie, a w zasadzie na babeczce :D


Najpierw pochwalę się Wam co też dostałam ja:
* superaśną babeczkę - zawieszkę. Wprost zakochałam się w niej - jest tak urocza, że uznałam, iż szkoda jej na moje brutalne wręcz targanie po czeluściach torebki i ... przełożę ją jako zawieszkę na długi łańcuszek.
 * broszkę kwiatkową
 * skrywadełko decoupage z motywem kwiatowym
 ... a w środku wygląda tak:
w środku znalazłam obłędnie pachnące świeczuszki w różnych odcieniach różu. Zapach tak mnie porwał, że z sześciu zostały mi trzy :D

* kartka z cytatem dotyczącym kobiety
 Cudowne koraliki z drewna, moc szpilek, zaczepek i gumek, serwetek ...
 ... i słodyczy oraz trunków wszelakich.
Raz jeszcze dziękuję Ci Kinga!

A ja wysłałam:

*romantyczny - różane kolczyki
*elegancki - sutaszowy wisiorek
*radosny - misiaczkowy breloczek wyfilcowany by JA
a co do pachnącego prezentu - owocowe mydełko ręcznie robione (już by nie ja)



Szczegółowe zdjęcia trafił mi szlag, wraz z częścią zasobów przed formatką, na szczęście Kinga zrobiła ich więcej, więc jak tylko jesteście choć trochę ciekawi co też Jej powysyłałam zajrzyjcie sobie o TU


Idę pooddżumiać komputer, coby nie potracić marnej reszty ważnych dokumentów, które jeszcze nie przepadły.
Ha - zdolna jestem - nawet sobie siebie zaobserwowałam :D
Ps. wie ktoś jak się siebie z obserwatorów usuwa?! dziwnie się czuję obserwowana... przez siebie ;D

!!! zamieściłam w poście z wymianką u Diany, zapodziane fotki z uroczym rycyclingowym pudełeczkiem koteczkowym, zainteresowanych zapraszam TU. Dzięki raz jeszcze Anitko!

Jutro losowanie w moim Candy, więc jest jeszcze chwila by się zapisać!

Pozdrawiam Was i życzę miłego wypoczynku, najlepiej na łonie
natury.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Wiosna rozgościła się na dobre, czyli moje florystyczne wariacje...


Witam Was ponownie..., dziś u nas jest piękna pogoda, a ja po maratonie stresowo-robótkowo-dziecięco-sprzątaniowym poległam w pościeli z gorączką. Pysiek też jakoś padł, ale zanim go zbudzę, by dalej czynił akt znieszczenia i zabawy w jednym, pozwolę sobie na fotorelację z ostatnich moich wybryków.

Po kolei...
Ostatnio podczas wielbłądziego truchtu, znaczy się maratonu ze zwiewającym Pyśkiem i nieusłuchanym wyładowanym po brzegi wszelkim jestestwem artykułów pierwszych potrzeb domowników miałam swoje być albo nie być, ściślej mówiąc wejść albo nie wejść... . Rozprawa dotyczyła małego importo-wszelako-cudako-sklepiku, umiejscowionego na naszej drodze do domu. Przezorne dziecię, coby nie poddać się katordze wyczekiwania, aż mamuśka zdecyduje się ostatecznie skierować swe kroki do domu, padło w pieleszach wózka i z rozkoszą oddało się w objęcia Morfeusza.
....wejść... tylko na chwilę... tylko pooglądać... przecież nic konkretnego nie potrzebujemy (znaczy się ja w swej wizji ukochanego domowego gniazdka)...
WESZŁAM...
długo chodziłam pomiędzy półkami, stołami, szafkami zastawionymi wszelakim dobrodziejstwem z rozmaitych zakątków  - jak śmiem sądzić - zachodniej Europy. Ba... przyszło mi nawet tańczyć taniec hula, czy jakiś tam, fakt faktem pomykałam pląsając na palcach nad kruchą porcelaną i stosami szklanych entych cudów świata, wychylona w tył, jak przy solidnym paraliżu, coby nie poprzewracać wazonów wypełnionych tęczą sztucznych jak zwał tak zwał - tulipanów - nie wiedzieć czemu stanowiących wzbogacenie, hmmm... zawężonego asortymentu. Już miałam wychodzić, gdy zobaczyłam świecznik, jeden sam samiuteńki, o jakim od dawna marzyłam, pytam więc pani czy to aby jedynak, czy przy rodzinie, a ona, że pewnie sam samiuteńki na świecie, cóż nagryziony został nie tylko zębem czasu, więc odłożyłam i hopsa przez kwiecie do wyjścia, a tu w filiżankach stoi jak malowany - brat bliźniak! Cóż to za spotkanie było, każdy inaczej upaćkany, w różnych woskach, brat mniej cierpień doznał, więc tym bardziej pucha mi się zaszczerzyła i .....
hopsa spowrotem, a jak - tulipany w końcu sztuczne, nie takie akrobacje pewnie widziały.
Są moje piękne i dumnie się prezentujące. Mam je! Ile razy z zachwytem podglądałam na Waszych blogach piękne świeczniki, nadal poluje na drewniane i najlepiej różnej wielkości - może jak mnie wena najdzie zgapię od Penelopii jej wydziałane, ale jeszcze nie dziś.
Dalej już zapakowana do wyjścia wyhaczyłam kątem oka (wiem, że nie mam tego z medycznego punktu widzenia ;) ) a tu siedzi skupiony człowieczek w szafie i ... czyta, nie zważając na moje ochy i achy. Nawet się nie targowałam, nawet nie zwracałam uwagi na kokardkę na szyi, która, jak się okazała, skrywała pewien mankament urody, a raczej "uszczerbek" na zdrowiu, jednak już Jaśkowi obiecałam, że dalej czytać będzie u mnie w domu. Cóż było robić, siup Jaśka do bagażnika wózka i hej do domu, przy wyjściu hapnęłam jeszcze podstawkę na podgrzewacz do utrzymywania temperatury w dzbanku z kawą czy herbatą, oraz białą marszczoną miseczkę (fotki pokażę innym razem).
Tak prezentują się na szafeczce, prawda, że warto było się pogimnastykować?!

Jasiek bliżej
Drugi profil Jaśka
Jasiek przodem
 Pozujący z Jaśkiem bukiet, a raczej wariacja narcyzowa to efekt nieogarniętej miłości mego ślubnego. Nie wierzyłam, że to się jeszcze gdzieś indziej, niż w bajkach czy powieściach spotyka, a jednak - mój osobisty ślubny wrócił niemal w nocy od kumpla z NARĘCZEM narcyzów. Niemal oniemiałam (to też zagadka przyrodnicza - tym razem dla męża), wręcz mowę mi odjęło, jako że ledwie go za tych kwiatowych czeluści wypatrzyłam, jak już się upewniłam, że to rzeczywiście moje chłopie wróciło do domu, w akompaniamencie zachwytów i pisków zapakowałam je na noc do dwóch słusznych rozmiarów wazonów. 

 A wczesnym rankiem zaczęłam je układać, nie chciałam jakiś małych bukiecików poutykanych we wszystkich szklankach jakie znajdę, tak więc powstała kompozycja w stojaku rodem z lat zamierzchłych, zwędzonych jakiś czas temu z rodzinnego strychu...


 ... wspomniana wariacja z kwiatów ułożonych spiralnie...


 ... reszta okazała się być spełnieniem marzeń, poukładałam je wg stopnia rozwinięcia i umieściłam w dużym szklanym wazonie


 Jakby komuś kwiatów było mało... to zbliżenie na mój bukiet druhny, zwieziony aż z pomorza, gdzie bawiliśmy się weekendowo, piękne calie w kolorach bakłażana, do tego cudowne ogromne róże barwy ecru...


 Żal mi było, bo po tych wszystkich baletach, podróży, a co za tym idzie niedoborach w płynach, szybko zaczęły tracić wigor. Postanowiłam, że póki co zasuszę je, nim jeszcze bardziej padną...
... i powstała dekoracja w kuchni :D
Jak Wam się podoba? Calie tymczasem wylądowały w kompozycji PRL -owskiej i całkiem ładnie prezentują się w towarzystwie narcyziej plagi.
Chciałam się Wam pochwalić, jak ozdobiłam skrzynkę na wino oraz skrzynkę na kaskę (młodym daliśmy - wedle woli - piniądze, ale w wersji dobrze podzielonej na dwoje - w bilonie dwu-złotowym). Niestety z tego całego zamieszania nie mam fotek, a to były moje pierwsze prace z wypalarką, może jak się młodzi ogarną, pozawracam im głowę o więcej fotek albo zrobię coś innego, spodobało mi się to całe wypalanie.
To tyle, pozdrawiam wszystkich, którzy dobrnęli do końca i nie posneli :D

niedziela, 22 kwietnia 2012

Moja pierwsza wymianka - Diana zorganizowała ją z okazji Dnia Ziemi!

Witam Was już wieczornie, weekend przebiegany, przejechany, bo przyszło nam lansować się w Trójmieście i dopiero co wróciliśmy do domu. Dziś przypada Dzień Ziemi, a z tej okazji Diana zorganizowała wspaniałą wymiankę. Zapraszam na jej blog, znajdziecie tam wiele innych ciekawych zabaw. Gorąco polecam.
Moją wymiankową parą okazała się być Atina - kobieta o złotych rękach i wspaniałych pasjach. Dostałam od niej wiele wspaniałości i tyle twórczych dobrodziejstw, że aż dłonie się palą do pracy. Zresztą zobaczcie sami.
Zdziwienie, śmiech przeplatały się ze strachem po otworzeniu paczki, swoją drogą wielkiej i ciężkiej :D
A tam:

A w środku:


Anita wyszyła dla mnie wspaniałą sakwę, a w zasadzie torbę z przepięknym mustangiem:

 Zwróćcie proszę uwagę na tę misterną robotę:

Do tego dostałam wspaniałe pudełeczko - podpatrzcie u Anity jak przerobiła to pudełeczko i poczyniła takie cudowne kociaki: 

Gdzieś wcześniej uciekły, dlatego teraz zamieszczam ponownie słodkie kociaki od Anity:




Co więcej dostałam wspaniały notes. Jest niezwykły i już wiem, że nawet jak już go wykorzystam, przełożę sobie okładkę, bo ta dziwnie dodaje mi energii  (to pewnie przez te rogi :D )

Do tego cała moc cudowności:
Piękne piórka 
 I zestaw reanimacyjny po porządkach z okazji Dnia Ziemi :D
 Anitko, bardzo Ci dziękuję za te wszystkie skarby, nie dość, że obudziłaś we mnie wspomnienia dawnych fascynacji, to obdarowałaś mnie takimi skarbami. Ps. torebka pięknie się spisuje, przy przełożeniu przez troczki tradycyjnego paska, wygląda obłędnie w połączeniu z jeansami. Dzięki raz jeszcze!
A oto co ja wysłałam do Atiny:
* recyclingowa torebka z wykorzystaną aplikacją:

* sutaszowy wisiorek - obowiązkowo w kolorach ziemi
 * broszka - filcoszka
 *odrobina dodatków
 W sumie:
Zdjęcia są nieco kiepskie, bo robione niemal w locie... .
To tyle... padam na nos - następnym razem bardziej się rozpiszę :D
Miłego wieczoru,




poniedziałek, 16 kwietnia 2012

TDZ wydanie TRZECIE!

Witajcie poweekendowo, dziś i ja pochwalę się swoimi pracami, tym razem zestaw przygotowała dla nas Ania z bloga http://m-aniek.blogspot.com/.

To zrobiłam tym razem:
* na początek bransoletka, kolczyki i zawieszka (z pozostałych koralików - tak fajnie się z nimi pracowało, że szkoda było zostawić bez "funkcji"). Po raz pierwszy pracowałam z sznurkiem biżuteryjnym i naprawdę podobało mi się. Do kolczyków dodałam długie przekładki, co dało całkiem ciekawy efekt, prawda?


* zbliżenie na bransoletkę
 * Korale - tu dodałam parę szklanych koralików, jako że sprawnie przewlekało się przez nie sznurek ;D
 * tu zbliżenie na kolczyki
 * zawieszka

Oto zestaw startowy - tym razem zdążyłam je uwiecznić przed "obróbką", ale w wydaniu stołowym, z racji niepohamowanych chęci pomocowych dziecięcia:


I jak tym razem oceniacie moje prace?
A teraz pędzę do ModrakM-aniekAni. Już nie mogę się doczekać, co też dziewczyny tym razem wyczarowały! Wam też gorąco polecam odwiedziny, ja za każdym razem uczę się od Nich czegoś nowego.
A następny zestaw przygotowuję ja.
Pozdrawiam serdecznie i ... zapraszam na moje Candy!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Niedzielnie ...

Dzień dość senny... po zacieśnianiu więzi rodzinnych dziś jestem padnięta, ale pochwalę się Wam swoimi ostatnimi pracami. Jest to część, bo coś mi zdjęcia dziś nie idą... mam nadzieję, że na jutrzejszą odsłonę będzie lepiej. A więc...
na wieczór panieński mojej Basieńki przygotowałam taki oto drobiazg:

* pudełeczko zawierało kosteczki do zabawy we dwoje oraz zrolowane przykazania dla idealnej żony, oczywiście z przymróżeniem oka,

 Jak widać klej jeszcze schnie :D
 Tak wyglądało zamknięte ( wieczko zdobi - jak zwał tak zwał - słodki przedmiot pożądania )

 Jakby ktoś był zainteresowany treścią przykazań - proszę o info, to podrzucę, zasięgnięte z własnych zbiorów przedślubnych i nieco zmodyfikowane.


A na nieciekawe poranki gorąco polecam przepyszne bułeczki rodem z mojego ukochanego bloga z pysznym pieczywem!!! O TU !!! Polecam dla wszystkich, zwłaszcza tych mało odważnych, którzy sądzą, że pieczenie jest wielką sztuką. Pyszności tu prezentowane są nie tylko zdrowe ale i smaczne, a ich zrobienie to (bez czasu wypiekania) zaledwie 5 minut wyrabiania (mając maszykę do chleba lub jej nie mając).
Ja wyrobione ciasto wrzucam na noc do lodówki, coby mi nie zwiało bokami :D,
a rano kulam, zwijam i siup do pieca.
Z ciekawostek:
Zauważyłam, że takie wyrośnięte przez noc ciasto wogóle nie klei się do rąk i pięknie daje się formować, nawet bez porannej dawki kofeiny :D



Pozdrawiam serdecznie i miłego późnego popołudnia dla Was.
Aaa..... wciąż zapraszam na moje Candy!