wtorek, 28 lutego 2012

Zapraszam na kawę... aromatyczną, gorącą i pobudzającą zmysły.

Witam Was - miś Ambroży uciął sobie z młodym poobiednią drzemkę, więc dla mnie to czas na kawkę. Kawa to dla mnie coś, co sprawia, że otwieram oczy, aby wogóle jakoś funkcjonować.

Dziennie piję najczęściej dwie, rano tuż po przebudzeniu, coby w otaczających kształtach wypatrzyć męża i dziecko, dopiero po niej jest czas na solidne śniadanko. Drugą piję wcześnie po południu. Tak mam - próbuję z tym walczyć, niestety bezskutecznie. Wszelkie próby odstawienia kończyły się fiaskiem. W związku z tym wytworzyłam pewien rytuał jej picia. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię napić się rano kawy z fusem, na mnie silniej działa. Oczywiście ekspres swoje a ja swoje. Są dni gdy ekspres uwija się jak młoda gospodyni, a nieraz i tęskni sobie w kącie. Lubię pić różne kawy, byle bez mleka (wtedy to dla mnie kawa przestaje być kawą i traci swoją posadę nadwornego wybudzacza). Jak rozsmakowałam się w waniliowej czy czekoladowej tak piję ją od czasów zamierzchłych. Dla nie wtajemniczonych dodam, że aromatyzowane kawy słabo budzą, więc porobiłam sobie kilka swoich mieszanek w różnych proporcjach. Dziś jednak nastał dzień, coby odświeżyć zapasy, w ruch poszedł magik zastępujący mi młynek do kawy (co za profanacja) i zmieliłam cały worek ulubionej kawy ziarnistej. Już sam jej zapach drażnił zmysły tak mocno, że za moment już ekspres radośnie bulgotał  wypełniając wnętrza jeszcze mocniejszym aromatem. 
Wczoraj wspomniałam o kuchennych przydasiach, które wraz z Ambrożym nawiedziły nasze progi. Pochwalę się tylko, że tkanina przewodnia, len - biały i pasiasty doczekały się swojego debiutu, natomiast wstawki z dzbanuszkami obecne na łapkach to renesans materiału, niegdyś ulubionego przeze mnie jeszcze w rodzinnych  kuchennych wnętrzach maminej kuchni. Jak ja lubiłam te dzbanuszki, imbryczki... teraz są tu ze mną i zostaną na zawsze.A wstawki koronkowe powstawiałabym niemal wszędzie, stąd i takie cudeńka. Turbanów na dzbanek mam już kilka, w zależności od wnętrza i jego kolorystyki były zielone beżowe, brązowe... teraz jest taki oto - poprosiłam jedynie o jego podwyższenie, jako że i dzbanek mi ostatnio "urósł". Mama zawsze umie mnie zaskoczyć. 




 Ciekawa jestem czy i Wam podoba się taki kapelusik na dzbaneczek?! 

Śniadanie u nas, głównie z racji zamiłowania dziecięcia do spożywania niebotycznych ilości pieczywa, niepostrzeżenie stało się moją kolejną pasją. Piekłam chleb, duuużo chleba, tak dużo, że chleb nasz powszedni ... spowszedniał nam. Codziennie świeży, ciepły, przede wszystkim zdrowy, jakoś tak się nam zaczął przejadać. Co tu zrobić? Zaczełam piec bułki!  


Wszystko to za sprawą stronki z przepisami w której niemal  się zakochałam na dobre. Tu macie przepis z bułeczkami, w których rozkochałam się na dobre. Są obłędnie smaczne, nie wymagają niemal żadnych nakładów pracy, a dla tych, którzy są szczęśliwymi posiadaczami maszynek do chleba - to już zupełna bułka z masłem. Nie byłabym sobą nie wprowadzając modyfikacji. A więc ja robię je najczęściej wieczorem przed spaniem, trwa to może z 15 minut, mieszam całą ilość drożdży, cukru i  letniej wody z 2 łyżkami mąki już w wiaderku maszynki, później wrzucam na grzejnik coby popracowało, dalej dosypuję resztę składników, mieszam wszystko razem i wkładam wiaderko  na noc do lodówki. Rano, popijając pierwszą dawkę kawy wyjęte i wyrośnięte ciasto wykładam do większej miski, obsypuję mąką, robię długie bułeczki i wkładam do letniego piekarnika, wyrastają wstępnie zanim piecyk osiągnie pożądaną temperaturę. Później już tylko się zajdamy - efekt jest taki, że z ośmiu wyjętych - nim zrobiłam zdjęcie zostały mi aż... trzy. Naprawdę polecam! Kto raz spróbuje, z pewnością się rozsmakuje (nie czuję jak rymuję).
Dziś za oknem zima, sypie paskudnie (Maniek - wiem co czujesz)...
Pozdrawiam Was zatem ciepło wtulona z kocyk, dłubiąca swoje małe świąteczne robótki.

6 komentarzy:

Umbrella pisze...

Czapeczka na dzbanek szalenie mi się podoba!W weekendy,kiedy chce się dłuzej spożywać-bardzo praktyczne!Nadal piję kawę z fusami.Inna mi nie smakuje!Pozdrawiam

Snow pisze...

Ach, bez kawy nie ma życia:)) Ja tylko mieloną bez mleka i tylko 2 x dziennie, i absolutnie bez słodkich dodatków. Tę poranną kocham najbardziej:)). Taki kapelusz na czajnik muszę sobie sprawić koniecznie:))

hanuszka pisze...

Kawka, bułeczki... leniwa sobota. Moje marzenia...

AgnesKa pisze...

Nadchdzi kolejny weekend - właśnie takiego leniwego sobie i Wam życzę!

AgnesKa pisze...

Kawa bez słodkich dodatków - czasem mam takie ciągoty na słodkie, że jak czegoś nie upiekę to nie wyrobię. A kapelusik na czajnik - nigdy nie spodziewałabym się, że będę go tak często używać, miał spełniać rolę dekoracyjną, a teraz obejść się bez niego nie mogę. Bardzo polecam,

AgnesKa pisze...

Cieszę się, że kapelutek przypadł Ci do gustu, o tak - dzięki takim przydasią możdna się delektować ciepłą herbatką czy kawką bez końca. Kawa z fusem to jest to, choć mam dni, kiedy zwyczajnie mi nie smakuje. Od czego to zależy - nie wiem, może od fazy księżyca ;)