poniedziałek, 7 listopada 2011

Dziś na wszystko brakowało mi czasu, a jednak udało mi się zacząć przygotowania do Świąt.
Jak co roku już niemal we wrześniu ogarnia mnie takie dziwne uczucie zniecierpliwienia, oczekiwania - trwa ono najczęściej do pierwszych dni listopada, kiedy to media i prasa bezpardonowo zaczynają "tworzyć" klimat nadchodzących świąt.
Dla mnie to czas tym bardziej magiczny, zwłaszcza, że sama przyszłam na świat w pewien mroźny wieczór wigilijny.
Tak więc już na początku listopada przestaję się "kryć" z moimi ambitnymi przygotowaniami i tradycyjnie, najpierw w rodzinnym, dziś w swoim własnym gniazdku kultywuję tradycję pieczenia pierniczków.
Przepis jest od lat ten sam, skrzętnie trzymany w zeszycie, a składniki - tylko te najlepsze, a więc miód z domowej pasieki, podbierany co roku naszym pracowitym pszczółkom, mąka wieziona od młynarza, choć w sklepach mąki pełno, najlepszy tłuszczyk, mielone przyprawy, bo takie mają niezastąpiony aromat, coś tam jeszcze daję, może sobie przypomnę albo zajrzę do kajetu.
Tak więc w tym roku dopadł mnie szał pieczenia i zdobienia. Najbliźsi za to mieli dylematy co zjeść pierwsze. Ktoś zapyta: czemu zjadać już teraz? Cóż tak ciężko się im oprzeć. A oto co udało mi się "uratować".


Kolejna tura w piątek, już tradycją się stało, że od lat z przyjaciółką przy akompaniamencie świątecznych hitów pieczemy te cudeńka, zabawa doskonała i do kawy jest co przegryźć ...
Tak więc już teraz zapraszam na pierniczki!

4 komentarze:

GREGORIUS pisze...

Agusiu,miło mi iż będę pierwszy z wpisem pod tak smakowitym postem.Od samego patrzenia ślinka kapie po brodzie i rzeczywiście trudno zaczekać do Wigilii aby nie schrupać choć odrobinki.Dziękuje również za miły wpis i odwiedziny .i oczywiście zapraszam częściej.Twoim rączkom również nie brak zdolności.Miłego dnia i dopisuje się do obserwatorów,Grzegorz.

AgnesKa pisze...

Miło mi Gregorius, że do mnie zawitałeś, ja dopiero zaczynam przygodę z blogopisaniem i jeszcze nie wszystko mi tu śmiga jak powinno, ale bardzo mi miło, że zajrzałeś do mnie. Zapraszam ponownie już wkrótce nie tylko na pierniczki.
Pozdrawiam, Agusia

Anonimowy pisze...

Ale pyszności :)
Może zamieścisz przepis? :)

AgnesKa pisze...

Przepis jest prosty, pieczołowicie skrywany w maminych notesach, zapisany w moich zapiskach i, mimo iż zmieniam niemal każdy przepis, ten przez lata realizuję wiernie tak samo.
Na Twoje życzenie, Monroma:
1/2 kg mąki
10 dkg miodu
10 dkg cukru pudru
12 dkg tłuszczu: masła/margaryny ( ja rozpuszczam i po ostygnięciu dodaje do reszty składników)
1 jajo
1 łyż. sody oczyszczonej
1 op. przyprawy do piernika.
Całość zagniatamy, wałkujemy na grubość ok. 1/2cm i wycinamy co chcemy. Piec ok. 10minut w 180 st.C.
Smacznego!

!Uwaga! Pierniczki jeszcze ciepłe są pulchne, ale jak tylko ostygną są kamienne, przechowywane w puszce robią się super i można jeść nawet po pół roku. Aby dało się zjeść jak najszybciej wystarczy pozostawić na powietrzu, w miejscu ustronnym, gdzie nie dociera wzrok łakomczuchów ;)

Pozdrawiam,